— Dziękuję za radę! — uścisnął mu rękę Jerzy. — Byłoby to wspaniale, bo las i zwierzęta wszelakie lubię strasznie!
Pierwszej zaraz niedzieli pomknął Brzeziński do państwa Szemańskich.
Panienki oczekiwały go i zdumiały się ujrzawszy go obładowanego książkami.
— Patrzcie na tego „tajoika“! — zawołała czupurna panna Kazia. — „Taż“ my tu, „moje państwo“ głowy sobie łamiemy, jakby tu dla niego książki gdzieś zdobyć, a owy „tajoik“ całą pakę ich przytaszczył!
Brzeziński opowiedział, że to koledzy-akademicy zakrzątnęli się koło jego edukacji i sprowadzili z domu potrzebne mu podręczniki.
— Tego czasu nie zmarnowałem i uczyłem się pilnie! — pochwalił się Jerzy.
Panienki poczęły przepytywać go, a zdumienie odbiło się na ich uśmiechniętych twarzyczkach. Ścisłe, opanowane i rozsądne, pozbawione blagi i wykrętów odpowiedzi żołnierza wprost uderzały. Panna Stefa, ucieszona tym bardzo, powiedziała:
— Jeżeli pan, panie Jureczku, będzie robił takie postępy, to można będzie pomyśleć o jakimś kierunku fachowym....
Jerzy aż podskoczył na krzesełku i natychmiast opowiedział o rozmowie swojej z kolegą-akademikiem.
— Dobra rada! — pochwaliła panna Stefania. — Leśnictwo najłatwiej da się panu opanować, gdyż ma je pan we krwi, przy tym tak się świetnie składa, że będzie miał pan doskonałych profesorów... Musimy jednak zmienić program nauki. Tamci panowie niech uczą pana matematyki i przedmiotów fachowych, ja zaś z Kazią postaramy się nauczyć pana języka polskiego, historii, geografii, przyrody i nauki o prawie i państwie... Taki będzie pan miał uniwersytet, że aż miło!
— Taż on, mojaż pani dobrodziko, tylko patrzeć jak nas prześcignie i nos zadzierać pocznie wyżej wieży magistrackiej! — zawołała Kazia.
— Pani zaś, panno Kaziu, zegar mi na czole umieści z dzwonami... a przydałby się, bo teraz wszystkie godziny mam tak wypchane robotą, że aż strach! — zaśmiał się Brzeziński.
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/182
Ta strona została uwierzytelniona.