wym sporcie, Jerzy nie spostrzegł nawet, jak nadszedł dzień matchu.
Na trybunach zgromadziło się dużo oficerów i żołnierzy i sporo widzów cywilnych, przeważnie zaproszonych przez uczestników zawodów. Brzeziński z radością dojrzał siedzącą na trybunie panią Szemańską i obie panienki, przy czym panna Kazia, bardzo niespokojna i podniecona, mocno zaciskała drobne piąstki, co, podobno, ma przynosić szczęście.
Co chwila zaglądała starszej siostrze w oczy i szeptała:
— Ani swat mi ten „tajoik“, ani brat, a przecież chciałabym, by nie pokpił sprawy!
Uspokoiła się jednak z chwilą, gdy na dany sygnał gra się rozpoczęła.
Przewaga była tak wyraźnie po stronie drużyny Brzezińskiego, że nikt już nie wątpił o jej zwycięstwie.
Rzeczywiście drużyna strzelców przez cały czas trzymała w swym ręku inicjatywę, atakowała błyskawicznie i mądrze, tak, że walka odbywała się bez przerwy niemal przed bramką przeciwników. Znakomicie prowadziła atak szybko biegająca trójka Brzeziński — Warusarz — Wasiuk.
Jerzy prowadził piłkę jak na sznurku. Zdawało się, że była przyklejona do jego sportowych trzewików. Po bokach jego szli obaj górale — ogromni, zwinni, silni. Po kilku zygzakowatych przebiegach Jerzy zdobywał bramkę strzelając piłkę bez zarzutu.
Wyniki matchu były wspaniałe dla drużyny Brzezińskiego. Oficerowie i sportowcy głośno wyrażali swoje pochwały i przepowiadali drużynie świetną karierę sportową.
Po matchu, otrzymawszy urlop do wieczora, Jerzy zjadł szybko obiad i zgarnąwszy książki i zeszyty popędził do mieszkania pani Szemańskiej.
Spotkała go panna Kazia okrzykiem:
— Brawo, brawo! Podziwiałam grację i rycerskość imć pana „tajoika“. Nawet Stefa raczyła zauważyć, że pan ślicznie biegnie prowadząc piłkę, jak ptak z rozpostartymi skrzydłami, lecący tuż nad ziemią.
— Kaziu, co ty wygadujesz?! — zmieszała się panna Stefania.
— Powtarzam tylko słowa jaśnie panienki! — zaśmiała
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/184
Ta strona została uwierzytelniona.