— W niedzielę pójdziemy do Zachęty Sztuk Pięknych, gdzie pokażemy panu obraz wielkiego malarza Jana Matejki przedstawiający bitwę grunwaldzką. Zobaczy pan tam króla Władysława, księcia Witolda, Zyndrama z Maszkowic, Zawiszę Czarnego-Sulimczyka, Powałę z Taczewa i innych wielkich rycerzy naszych, zwyciężających potężne wojsko wielkiego komtura krzyżackiego Ulrycha von Jungingena — zakończyła swój wykład panna Stefa i innym już tonem dodała: — A teraz proszę rozwinąć mapę Europy i pokazać mi najważniejsze rzeki i góry!
I tak — aż do wieczora, kiedy, napiwszy się herbaty z kanapkami, Brzeziński musiał pędem lecieć do koszar, żeby, broń Boże, nie spóźnić się.
Nazajutrz drużyna stanęła przed dowódcą pułku, który w imieniu służby podziękował sportowcom, ujrzawszy zaś Jerzego uśmiechnął się do niego i zawołał wesoło:
— Powiedzcie mi, czego wy tylko nie umiecie robić?
— Melduję posłusznie, że wszystko potrafię, bo w wojsku uczą nas robić tak, jak należy — odpowiedział natychmiast strzelec.
— Słusznie! — pochwalił pułkownik. — Żołnierz powinien wszystko robić jak najlepiej i jak najdokładniej. W wojsku bowiem nie może być i nie ma blagi i tandety.
— Tak jest, panie pułkowniku! — odpowiedziała mu cała drużyna.
Po dwóch dniach ćwiczeń poza miastem, Brzeziński znowu obkuwał się, każdą wolną chwilę poświęcając nauce. Koledzy Malinowski i Wacewicz nie żałowali swego trudu, uczyli go i pomagali, ciesząc się z jego postępów i przywiązując się coraz bardziej do zdolnego i wdzięcznego im chłopaka.
Pewnej niedzieli powróciwszy od państwa Szemańskich do koszar Jerzy zobaczył całą prawie kompanię w świetlicy, gdzie otoczywszy żołnierza-akademika, słuchała tego, co ten na głos czytał.
Właśnie w chwili wejścia Jerzego kolega skończył czytanie i żołnierze rozchodzili się powoli, dzieląc się wrażeniami.
Uszu Brzezińskiego dobiegło kilka urywanych powiedzień:
— Kto by myślał, że to taki człowiek?
— Przecież prawdziwy bohater!
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/186
Ta strona została uwierzytelniona.