ławskim — dorzucił Jerzy i wziąwszy książkę zaczął czytać dalej.
Autor opisywał czerwiec i lipiec roku 1915, gdy Legion wsławił się bojami pod Michałowem i Władysławowem, a szczególniej w sierpniu — przy stacji kolejowej Nurzec, gdy to wobec strat oficerów, dowódca Legionu, pułkownik Rządkowski powierzył kapralowi Piotrowi Bielskiemu dowództwo plutonu, zanim przybędą nowi oficerowie, i wreszcie pod Zelwą we wrześniu, gdzie Legion drogo okupił nowe zwycięstwa swoje i został przerzucony do Bobrujska w opłakanym stanie liczebnym — 7 oficerów i 154 żołnierzy.
W Bobrujsku nastąpiła reorganizacja Legionu i przeformowanie w Brygadę Strzelców Polskich. Autor książki w tym miejscu rozpisał się szeroko o Piotrze Bielskim, pełnym patriotyzmu i wyczucia obowiązku żołnierskiego dla sprawy niepodległości i honoru Polski, opowiadając o podróżach kaprala do innych pułków, o agitowaniu śród nich na rzecz polskiej brygady i budzeniu gorącej miłości do ojczystego kraju.
Ta praca kaprala Bielskiego nie podobała się jednak władzom rosyjskim, aż spadła na niego ich ciężka ręka. Bielski został wcielony do jednego z pułków rosyjskich i rzucony na front północny pod Rygę.
Urodzony żołnierz i tu zasłużył na ogólny szacunek i uznanie. W bitwach nad rzeką Aa, po wybiciu przez Niemców wszystkich oficerów, dwa razy musiał prowadzić kompanię do ataku i do krzyża św. Jerzego kl. IV, jaki otrzymał za bitwę pod Nurcem, przybył mu drugi — klasy III. Jednak serce jego było nie tu, śród Moskali i Łotyszów, lecz w szeregach, gdzie rozlegała się mowa polska i gdzie pałały gorące serca towarzyszy wielu bitew.
Różnymi sposobami, szczególnie zaś zawdzięczając staraniom dowódcy Brygady, udało się Bielskiemu powrócić do swoich kolegów.
Przydzielony do I batalionu stał się w brygadzie niezastąpionym człowiekiem — zawsze spokojny, wytrwały, ścisły w wykonywaniu obowiązków, surowy dla wszelkiej blagi, nieuczciwości i lenistwa, postrach dla szeregowców, a jednocześnie, chociaż nikt tego nie wiedział — najlepszy, najgorętszy ich obrońca i opiekun, troskający się o nich, jak o własne dzieci.
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/191
Ta strona została uwierzytelniona.