słyszeć! Coś nie coś opowiadała mi o tym panna Kazia — mówił Brzeziński.
— Cóż to znów za panna Kazia? — zdumiał się kapral.
— Taż to siostra panny Stefanii Szemańskiej, mojej nauczycielki! — objaśnił go Jerzy.
— Z samymi babami się zadajecie! — machnął ręką Jańczyk. — Przynajmniej, czy aby przystojna?
— Bo ja wiem? — westchnął Brzeziński. — Grunt, że takie to strasznie swojskie, rodzime!
— Czasem to lepsze od piękności! — z miną znawcy zawyrokował kapral i krzyknął do przebiegającego strzelca: — A, wy, Grzesiński, zawsze ostatnim być musicie? Nie śpieszy się wam...
Gdy stali już na placu gotowi do wymarszu i czekali na zastępcę dowódcy pułku, sierżant mruknął do kaprala:
— Za to, że nasza kompania zawdzięczając wam i Brzezińskiemu pierwsza była na placu, zwalniam was od jutrzejszego raportu...
Dalej nie mógł już mówić, gdyż zawołał go do siebie kapitan Dereń-Grzmotnicki, by wydać ostatnie rozkazy.
Nazajutrz życie kompanii weszło w dawne łożysko.
Tylko Jańczyk raz po raz szeptał coś do Brzezińskiego, a strzelcy pokryjomu, niby pensjonarki ukrywające tomik zakazanego romansu, zaczytywali się, gdzie się dało, pamiętnikiem senatora, który otworzył im oczy i w całym wzroście postawił przed nimi wspaniałą, a zarazem wzruszająco skromną postać sierżanta Bielskiego.
Brzeziński uczył się w koszarach pod kierownictwem kolegów-akademików, a pierwszej zaraz niedzieli popędził do państwa Szemańskich.
Długo nie mógł się uspokoić opowiadając staruszce i obu panienkom o Bielskim, lecz, gdy doszedł do tego miejsca, gdzie pamiętnik się urywał na ucieczce sierżanta z Bobrujska na Wschód, pani Szemańska klasnęła w dłonie i zawołała:
— Jak się to dziwnie plecie na tym Bożym świecie! Wkrótce przyjedzie do nas mój siostrzeniec, Władek Starościak. Służył on też w dywizji syberyjskiej jako kapral w batalionie szturmowym, więc, jeżeli pański sierżant był tam bardzo zna-
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/195
Ta strona została uwierzytelniona.