ny, to opowie panu o nim Władek z chęcią, bo jego chlebem nie karm, pozwól tylko o wojnie na Syberii opowiadać!
— Kiedyż przyjedzie do Warszawy pan Starościak? — zapytał ucieszony Jerzy.
— Lada dzień spodziewamy się go. Przyjeżdża tu ze Lwowa na jakiś zjazd pracowników miejskich — odpowiedziała panna Stefa.
— Och! Państwo pozwolą mi przybiec wtedy do siebie i posłuchać! Choćby w dzień powszedni, to przyjdę, bo, tak myślę, że pan kapral Jańczyk jakoś zdobędzie dla mnie przepustkę. On też przecież ciekaw wszystkiego, co dotyczy naszego sierżanta!
— Ależ naturalnie powiadomimy o tym pana, panie Jerzy — zapewniła go pani Szemańska.
— Coś mi się widzi, że całą tę historię o pamiętniku to czcigodny footbalista zmyślił na poczekaniu, by wymigać się od lekcji, bo pewno nic nie odrobione... — łobuzersko mrużąc oko mruknęła Kazia.
— Pani to już nie wiem, za jakiego ma mnie szelmę i lenia — zaśmiał się Jerzy.
— Tajoj, takie straszne słowo — szelma! Taż ja, moje wy państwo, tego nie mówiłam! — broniła się panienka pomagając strzelcowi rozkładać książki i zeszyty.
Lekcja się zaczęła. Brzeziński miał wszystko odrobione i przygotowany był znakomicie.
— Wszystkie mądrości tak odwala, jak gdyby sam wykładał! — zdumiała się Kazia z szacunkiem patrząc w poważną twarz Brzezińskiego i w jego myślące, skupione oczy.
Podczas herbaty wieczornej nawiązała się rozmowa o wakacjach letnich.
Jerzemu nagle błysnęła jakaś myśl.
Ukazując w uśmiechu zdrowe, białe zęby, powiedział wesołym głosem:
— Myślałem o tym! Po co panie mają jechać gdzieś na letnisko, gdzie drogo i źle, a gdzie też nie widzi się nic ciekawego? Nie lepiejże to pojechać do nas, na Huculszczyznę, no, choćby do tej samej Mygli? Damy paniom dużą izbę, jedzenie nie będzie bardzo delikatne, ale smaczne, świeże, zdrowe i tanie, bo... całkiem nic nie będzie kosztowało...
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/196
Ta strona została uwierzytelniona.