nie sylabizował, a na trzeci począł czytać, palcem sunąc po liniach książki.
— Teraz jestem już o was spokojny, Wasiuk! — mówił Bielski z zadowoleniem. — Przyjedzie do tej waszej Zagnilczanki nie tylko dobry i elegancki żołnierz z Warszawy, ale i uczony, który każdy dekret odczyta i z władzami poważnie się rozmówi i co potrzeba innym wyjaśni!
— Kto taki przyjedzie? — pytał Poleszuk, wytrzeszczając białe ślepia.
— No, wy — Hryć Wasiuk! — uśmiechnął się sierżant.
— A-a, my! — ucieszył się strzelec. — Wiadomo, żołnierz z Warszawy!
W kompanii służył niejaki Wacław Gniewkowski, gospodarski syn spod Kielc.
Był to chłopak cichy, staranny i nagle coś się psuć zaczęło.
— Nic innego, tylko „markieranta“ zaczyna „strugać“ — gadano wokoło.
Pewnej nocy, gdy strzelec Gniewkowski odbywał wartę przy składzie, znienacka podszedł do niego Bielski.
Gniewkowski stał oparty o ścianę i prawą rękę przyciskając do brzucha jęczał.
— Chory! — domyślił się sierżant i natychmiast kazał zastąpić go innym strzelcem, Gniewkowskiego zaś czym prędzej przyprowadzić do kancelarii.
— Co wam jest? — spytał go Bielski.
— Boli mnie tam... — pokazał strzelec na prawą stronę brzucha. — To pewno ślepa kiszka. Nic nie mówiłem, choć to dawno mnie wzięło... Boję się operacji, bo mi brat na stole pod nożem umarł!...
Bielski narobił alarmu i tej samej nocy, w ostatniej już chwili, jak oświadczył lekarz, dokonano operacji i uratowano życie chłopakowi.
Sierżant tak się przejął jego losem, że odwiedzał go w szpitalu i pisał za niego listy do rodziny.
Ale nic to nie przeszkadzało Bielskiemu podciągać kompanię i wymagać coraz lepszej, rozumniejszej i dokładniejszej służby.
— Musicie rozumieć po co się robi to i owo, bo gdy zrozu-
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.