— Czy wy wiecie, panowie, kto to jest Bielski? Najcichszy, najskromniejszy, najprawdziwszy bohater! Czy wy wiecie, że w naszej piątej syberyjskiej dywizji nadano mu przezwisko: „ojciec-dzieciuch“ i „święty szaleniec“?! Taki to jest człowiek ów Pietrek Bielski!
W saloniku zapadła taka cisza, jak gdyby makiem zasiał.
Pan Władek chodząc po pokoju urywanym z podniecenia głosem mówił:
— Do dywizji przyszedł mocno już poharatany na wojnie, z krokiewkami plutonowego, młodziutki, skromny chłopaczek, ale jak tylko stanął przed szeregiem i spojrzał, w oczach rósł i palił ogniem źrenic. Najstarsze wiarusy języka w gębie zapominali przed nim, a pod kolanami czuli galaretę, gdy spojrzał na nich baczniej... Jak się wziął do szkolenia podoficerów, to siedem potów z nas spędzał! Nielitościwy, ostry, wymagający, prawie przykry na służbie, ale do czasu aż się nie przekonał, że człowiek robi, co może i więcej nic już z siebie wycisnąć nie zdoła. Poznawszy wszystkich dokładnie każdego potrafił wykorzystać dla sprawy jak najlepiej... ale też nie było na świecie wierniejszego kamrata i lepszego przełożonego! Każdemu dopomógł, ułatwił, doradził, nieraz sam za niego to i owo zrobił, opiekował się, troskał o nas „ojciec-dzieciuch“. Niejeden ma mu do zawdzięczenia dużo — wielu życie nawet. Mnie też samego wyciągnął z pobojowiska pod wsią Głumilino, kiedy nasza kompania szła na zdobywanie Belebeju.
Pan Starościak usiadł i chciał zapalić papierosa, lecz natychmiast zerwał się znowu i krążąc po pokoju opowiadał dalej:
— Staliśmy wtedy na ochronie jedynej linii kolejowej pomiędzy Nowo-Mikołajewskiem a stacją Tatarskaja... Niby mieliśmy bronić kolei, ale ciągle wypadało robić głębokie wywiady i posuwać się w nieprzerwanych bojach. Pewnego razu posłano dwie kompanie naszego batalionu w step Kułundyński. Skupiło się tam parę tysięcy bolszewików, oraz bandy uzbrojonego i okrutnego chłopstwa. Partyzanci ci, dowodzeni przez oficerów bolszewickich, okopali się znakomicie, wybrali dogodne pozycje, my zaś rozsypawszy się w tyralierę szliśmy do ataku po gładkim, równym jak stół stepie Kułundyńskim. Prażyli oni
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/212
Ta strona została uwierzytelniona.