Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.

do nas, jak do zajęcy biegnących spod nagonki, a my szliśmy wciąż naprzód i naprzód...
Pan Władek rękami zamachał w podnieceniu.
— Ludzie padali — zabici i ranni, a my parliśmy wciąż naprzód... Chłopcy już poczęli się kłaść za byle jaką zasłoną i wstawać nie chcieli, raczej nie mogli, bo sił im brakło, a wtedy gdzieś z flanki ruszyła natychmiast samotna postać. Przebiegłszy kilka kroków klękała i oddawszy dwa strzały, biegła dalej, jak gdyby sama w pojedynkę zamierzała zmierzyć się na bagnety z nieprzyjacielskimi kompaniami... Bolszewicy zasypywali biegnącego kulami a tak gęsto, że przesuwał się w obłokach kurzawy od siekących suchą ziemię strzałów... Wszyscy zdębieli, ale nie na długo, bo nasz kapitan krzyknął:
— Wiara! Toż przecież „święty szaleniec“ atakuje bolszewików!
— Plutonowy Bielski... — przebiegł po polu krzyk przerażenia. — Zginie!
— Niby wichura, co zmiata suche liście na jesieni, pognało bractwo. Dopędziliśmy Pietrka i przegoniliśmy go, a potem to już nic nadzwyczajnego nie było... Dorwaliśmy się do bolszewików i w robotę poszły bagnety, kolby, a to i wprost twarda pięść. Rozpędziliśmy hołotę na cztery wiatry i dwa jeszcze dni ścigaliśmy aż do wioski Sołonowki... I cóż wy myślicie? Wiara ze trzy dni brzuchem do góry leżała, jadła i wypoczywała, a Piotr Bielski na własną rękę etapy ustanawiał i na zarekwirowanych podwodach rannych do szpitala w Nowo-Mikołajewsku przewoził, codziennie sam na nocne czaty wychodził, by słabszym dać wypoczynek... E-ech, były to czasy!
Pan Starościak umilkł i zapaliwszy papierosa śledził strugę unoszącego się dymu.
Wszyscy milczeli nie przerywając jego zadumy i czując, że będzie opowiadał dalej.
Nadzieja ta nie zawiodła, bo sympatyczny gość począł nagle wichrzyć sobie czuprynę i mruczeć:
— Dalibóg wszystko się we mnie poruszyło, jakem posłyszał o Bielskim i już wiem, że w tej chwili jednym i tym samym oddychamy powietrzem — on i ja! Chciałoby się wszystko o nim opowiedzieć, wszystko, ale tego — taka moc, taka moc!... Przypominam sobie na przykład, już podczas odwrotu, gdy