Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/217

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nasz sierżant wspominał kiedyś, że Sybiracy nigdy się nie chwalą... Pan Starościak też się nie chwalił — zauważył Jerzy.
— A tymczasem widocznie odważnym był żołnierzem, gdyż jak dowiedziałam się od jednego z jego kolegów, dostał w dywizji przezwisko „Władek Waleczny“ — dodała pani Szemańska.
— Oho, żeby otrzymać podobne przezwisko od takich wiarusów bitnych — to trzeba się było odznaczyć nie byle czym! — zawołał Brzeziński.
— Na wojnie zarobił dwa krzyże walecznych — przypomniała panna Stefania — jeden za Syberię, a drugi — za bitwę w puszczy Knyszyńskiej, gdy syberyjski pułk ścigał bolszewików....
— No, właśnie! — potrząsnął ze smutkiem głową Jerzy. — A w zwykłych czasach to co?
— A to dopiero chciwiec z naszego „tajojka“! — klasnęła w dłonie panna Kazia. — A ten medal za uratowanie tonącego, to nic?
Jerzy milczał i wzdychał.
Był niezadowolony z siebie. Wydawało mu się, że w rozmowie z panną Stefą ośmieszył się napomykając o swym dla niej uczuciu, a potem robił sobie wyrzuty, że, jeżeli już ośmielił się powiedzieć coś podobnego, to należało mówić więcej i do końca. Poza tym czuł wyraźną zawiść, że był zerem, niczym wobec takiego Bielskiego i Starościaka. Bolało go to, gdyż pewny był, że takim właśnie wydał się pannie Stefie.
Nie mógł już zdobyć się na dobry humor i smutny pożegnał swoje znajome, uśmiechając się blado na docinki i drwinki Kazi, która trajkotała bez przerwy:
— „Tajojek“ chciałby od razu dosiąść białego rumaka i prowadzić hufce rycerstwa na podbój świata. Spójrzcie no na tego Napoleona z Berezowa, na tego hetmana z Mygli! Taż to, moje państwo, kropla w kroplę Bonaparte... huculski!