żał już do niej — Marinoczki Hłyszczanki, należał, bo przecież całował ją i przyciskał do siebie tak mocno, że aż jej tchu brakło...
Rozumiała, że mogło być inaczej... Przecież widziała nieraz, jak łeginie objąwszy dziewczyny, uprowadzali je w gąszcz kaliny i czeremchy, a potem dochodziły ją plotki i szepty, szukania gazdyń i dziewuch o różnych biedach kobiecych, które zaczynają się w cieniu kaliny czy pachnącej durmannie czeremchy, a kończą się w mroku domowiny z białych desek świerkowych.
Młoda była, dopiero z dziecinnych wyszła lat, ale wiedziała już niemal o wszystkim, toteż wdzięcznością i zachwytem przepełniało się jej rozkochane serce, że miły uszanował jej dziewictwo i wtedy, gdy pokorna, już oddana mu cała, czekała na swój los, odszedł od niej i więcej się już nie zbliżył.
— Hej, tego nie zrobiłby ani Wasyl Szaburak, ani inni łeginie! — myślała z dumą i miłością.
W tych to wspomnieniach, po raz setny i tysiączny przeżywając każde z osobna, przeżyła Marinoczka dwa straszliwie powolne i wlokące się dni — niedzielę i poniedziałek.
We wtorek Marinoczka obudziła się hen — przed świtem, kiedy jeszcze stary i zły pies łańcuchowy — „Kosmacz“ spał pod gankiem, wyślizgnęła się z chaty i pobiegła ku źródełku, by żywą wodą obmyć twarz, ramiona, szyję i piersi.
Szła boso po trawie, strząsając obfitą rosę i majacząc w lekkiej mgle, powoli wsiąkającej w ziemię i krzaki.
Widział ją tam pluskającą się pod strugą dudek czubaty i pastuszek — niemowa.
Dudek przyglądał się jej z gałęzi modrzewia i dziwował się, bo głową kręcił w prawo i w lewo i czubek nadstawiał, jakby o coś pytając troskliwie. Niemowa zaś, który nocował na skraju łąki przy woryni, pod lasem, oniemiał jeszcze bardziej. Ujrzawszy smagłe i różowe ciało dziewuchy, dwa czarne warkocze na okrągłych ramionach — usta szeroko otworzył i chciał coś wymamrotać, lecz ścisnęło go coś za gardło i tak już pozostał do chwili, aż na perełazie mignęły mu przed oczyma smukłe łydki Marinki i rękawy „szytej“ włóczkami koszuli.
Wtedy dopiero jął porykiwać bezmyślnie:
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.