— Teraz leżę, synku — donosił staruszek — i czuję się bardzo słabo, chyba niedługo już pociągnę, bo siły mnie opuszczają i do niczego już nie mam chęci. Starość! Przyszła nagle i już nie folguje. Chciałbym wszakże dożyć do powrotu twego z wojska. Szkoda byłoby pozostawić bez opieki gospodarstwo! Tyle się już naharowało na tej ziemi i chyba na tamtym nawet świecie płakałbym widząc, że nasza ziemia i las, i cały dobytek w niepolskie przeszłyby ręce... Będę się trzymał, synku, do twego powrotu i ze śmiercią za bary się szamotał, by się tylko ciebie tu doczekać i z rąk do rąk ojcowiznę oddać. Wszyscy my tu ciebie wyglądamy z upragnieniem.
Taki smutny list napisał do syna pan Jan Brzeziński, a miał ten list ważny wpływ na całe życie Jerzego.
Bielski spotkawszy w korytarzu chłopaka, który szedł ze zwieszoną smutnie głową, zatrzymał go i jął wypytywać o przyczynę jego zgnębienia. Wysłuchawszy go i przeczytawszy list staruszka, sierżant zamyślił się i mruknął:
— Bardzo ważne nowiny... Trzeba się nad tym zastanowić...
Powiedział to ze szczerym współczuciem, które wzruszyło Jerzego, i odszedł.
Wieczorem, gdy Brzeziński z Zielewskim siedzieli u niego w pokoju odrabiając lekcje, Bielski przysiadł się do nich i w przerwie zaczął rozmowę.
— Słuchajcie, Jurek, co powiem — zaczął. — Wiecie, że nade wszystko lubię wojsko i życie bym oddał za to, żeby sami najlepsi żołnierze byli w nim. Cenię was i uważam za bardzo dobrego żołnierza. Myślałem i cieszyłem się, że będziemy długo jeszcze razem w wojsku służyć i ciężko mi wiedzieć, że nic z tego nie będzie...
— Dlaczego, panie sierżancie, taż ja... — przeraził się Jerzy.
— Cichajcie, Brzeziński! — położył mu dłoń na ramieniu sierżant. — Trzeba zawsze myśleć do końca... Widzi mi się, że wojsko bez was da sobie radę, gdy tymczasem ziemia wasza może pójść na marne i wypaść wam z rąk. Po terminie służby musicie do swojej grażdy powracać na gospodarstwo. Słyszałem ja, że w Małopolsce Wschodniej coraz więcej ziemi odpada od Polaków, a to i dla wojska źle, gdy po granicach siedzą nie Polacy, tylko ci, którzy nie wiadomo, w jaką węszą stronę...
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.