przez tyle wieków przez dziadów-pradziadów bronione, zmuszeni byli oddać wrogom. Sam pan przecież opowiadał nam, że ma pan krewnych, co to już po polsku nie mówią i chodzą do cerkwi, gdzie parochy szczują lud przeciwko Polsce, marząc o oderwaniu od niej Podola, Pokucia i Podkarpacia aż po San!
— Są i tacy Brzezińscy, którzy już Berezowskimi się nazywają — potwierdził Jerzy.
— No, właśnie! — potrząsnęła główką panna Stefa i ciągnęła dalej z ożywieniem. — Musimy więc wzmocnić ludność polską na tych ziemiach ludźmi inteligentnymi, energicznymi i śmiałymi, żeby mogli uzyskać wpływ na całą ludność okoliczną, kierować nią, powstrzymywać od wrogich wystąpień i osłabiać podszepty i namowy wrogów. Należy mieć tam mocne, wzorowe gospodarstwa, które pozwoliłyby mieć kredyt w bankach, a nawet skupywać ziemię, zwiększać polski stan posiadania, wszelkimi sposobami przyczyniać się do budowy polskich szkół, domów ludowych i kościołów katolickich, zrzeszać się w związki, rozwijać spółdzielczość i walczyć o każdą piędź wyrwanej nam ziemi!... — mówiła prawie w natchnieniu panna Szemańska.
— Boże, jaka pani cudna i mądra! — wyszeptał Brzeziński, z zachwytem wpatrzony w zarumienioną twarzyczkę i gorejące uniesieniem oczy panienki.
— Ach, niech pan tak nie mówi! — zmieszała się nagle. — Cała ta mądrość nie jest moja. Byłam niedawno na dwu bardzo pouczających wykładach i przeczytałam o tej sprawie książkę, która powinna byłaby każdego Polaka przerazić i przekonać... Gdy czytałam tę książkę, myślałam ciągle o panu...
— O mnie?! — ucieszył się Jerzy.
— Tak! Zastanawiałam się nad tym, gdzie byłby pan pożyteczniejszy — w wojsku, czy tam — na obronnej placówce granicznej? I doszłam do wniosku, że na swojej Wierchowinie mógłby pan więcej dla Polski zrobić, bo w pułku pan Bielski i pan Jańczyk i bez pana sobie poradzą!
— Kropka w kropkę mówili mi to samo pan sierżant i inżynier Zielewski! — zdumiał się Brzeziński. — Jakie to dziwne! Tyle lat przemieszkało się na Huculszczyźnie i nie myślało się o tym, co się dzieje wokół, a teraz, gdy oczy się otworzyły — wszystko staje się jasne. Z naszych choćby najbliższych sąsia-
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/232
Ta strona została uwierzytelniona.