Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/244

Ta strona została uwierzytelniona.

Stary gazda umarł w sobotę.
Przez całą niedzielę odwiedzali i żegnali nieboszczyka bliżsi i dalsi sąsiedzi, krewniacy, którzy przybyli z Berezowa, komendant posterunku policji, leśniczy, lekarz i sędzia, gdyż wszyscy znali pana Jana Brzezińskiego i szanowali poważnego i życzliwego starca.
W poniedziałek odbył się pogrzeb.
Liczny tłum odprowadzał gazdę na miejsce ostatniego spoczynku i długo, szczerze modlił się przy świeżym kopcu mogilnym, nad którym rozpostarł ramiona wysoki, biały krzyż.
Jerzy ostatni wyszedł z cmentarza i powrócił do opustoszałej grażdy.
Usiadł przy stole i oparłszy głowę na rękach zamyślił się.
Smutne były jego myśli.
Żałował ojca, z którym łączyła go serdeczna przyjaźń. Czuł się strasznie samotny. Tak pragnąłby w tej chwili obecności Stefy. Ona zrozumiałaby i podzieliła jego smutek... Tymczasem był sam, zupełnie sam.
Łzy poczęły gryźć mu oczy, lecz po chwili podniósł głowę, bo ktoś wchodził do sieni.
— Gazda! — posłyszał głos Filipczuka, który pełnił obowiązki listonosza. — Pismo do was z Warszawy.
Brzeziński rzucił się ku niemu prawie wyrywając kopertę z jego rąk.
Spojrzał na adres. Poznał charakter pisma panny Stefanii Szemańskiej.
Drżącymi z niecierpliwości palcami rozdarł kopertę.
Dziewczyna jak gdyby przeczuwając, co może stać się w grażdzie Brzezińskich, napisała list serdeczny, troskliwy, pocieszający. Wiele serca i uczucia włożyła w swoje słowa, dodawała otuchy, a w końcu donosiła, że w piątek przyjadą koleją do Kut o trzeciej po południu.
Wiadomość ta pocieszyła i dodała sił Jerzemu.
Zaczął przygotowywać dom na przyjęcie najdroższych gości.
W grażdzie zaczął się ruch.
Krzątał się Bartek, posługaczka i robotnicy.
Brzeziński sam urządzał dla siebie i porządkował pokój, zajmowany do śmierci przez ojca.