Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/269

Ta strona została uwierzytelniona.

— E-e, chyba zdaje się wam — odparł Brzeziński. — To prawdziwy głos byka... Tak wabić nie potrafiłby nikt...
Iwan zamachał rękami i począł szeptać, jak gdyby obawiając się, że ktoś może ich podsłuchać:
— Wy jesteście uczony, panie leśniczy, i wszystko wiecie, ale i ja znam jeleni, koło tylu już rykowisk „ryskałem“ i czaiłem się i wiem o bykach wszystko... Gdzież to słyszane, żeby wychodziły one na rykowiska po nocy. A potem jakiż to byk ryczy tak krótko bez „wzdochu“ długiego? Posłyszycie, gdy świtać zacznie, wabić on będzie inaczej, tak, jak należy...
— Więc pocóż teraz wabił nie tak, jak trzeba? — spytał zaciekawiony Jerzy.
Gabara zsunął mokrą czapkę na czoło i jął drapać się w głowę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Wreszcie począł mówić:
— Głowiłem się i ja nad tym i tak teraz myślę, że ryczy tak wcześnie po to, żeby obudzić goniące się byki i wskazać im miejsce, dokąd mają iść, gdy zacznie wabić je na cały głos. Słucham ja jego już piątą noc, i Bajbała słucha na Peremecie i Świrczyk na Sinym Włazie... Ten wabiarz ryknie jeszcze ze dwa razy a potem zamilknie aż do brzasku... Znam ja go!
Ukryli się w szałasie i wytężyli słuch.
W pół godziny potem byk, czy nieznany kłusownik odezwał się znowu. Że był to najprawdziwszy poryk jelenia — nie mogło być wątpliwości, ale w samej rzeczy zastanawiało zbyt krótkie jego brzmienie i brak charakterystycznego westchnienia.
— Co by to mogło być? — łamał sobie głowę Brzeziński i już zapomniał o chłodnej nocy i mokrym ubraniu. Z niecierpliwością czekał na pierwszą szarzyznę przedświtu.
— Ja was, panie, postawię na garbie, skąd można będzie rozejrzeć byki, jak wszystkie niczym na sznurku w jedną ciągną stronę — szepnął nagle Iwan.
Coś błysnęło w głowie Jerzego.
— Dobra! — powiedział. — Mam lornetkę, to się rozejrzę i pokombinuję...
Kombinować jednak zaczął widać od razu, bo po chwili spytał:
— Czy umiecie wabić byki głosem?