kiej ścisłości w naśladowaniu głosu jelenia na rykowisku nie mógłby osiągnąć ani człowiek, ani żaden przyrząd.
Był jednak tak pewny Iwana, że nie dopuszczał nawet myśli pomyłki z jego strony.
Doczekawszy się aż czwarty jeleń wyjdzie z puszczy i widząc, że dąży on z przeciwległej strony w tym samym kierunku, co i trzy inne byki, Jerzy pochylił się ku Gabarze i szepnął nie odejmując lornetki od oczu.
— Zaczynajcie wabić!
Gajowy ukrył się w krzakach. Rozległ się na razie chrapliwy, lecz z każdą chwilą wzbierający na sile, groźny ryk, zakończony głębokim westchnieniem.
— Świetnie! — pomyślał Jerzy. — Skąd tylko z tak nędznego ciała wydobywa się tak potężny głos?
Nie miał czasu na dłuższe rozmyślanie, gdyż idący zboczem góry byk stanął jak wryty i posłyszawszy nowy, nieco krótszy poryk, powtórzony przez Gabarę, skierował się ku szczytowi. Inne byki też stanęły i węszyły. Jeden z nich począł odpowiadać na wyzwanie.
Brzeziński widział, jek jeleń wyciągnąwszy szyję, ryczał, a potem jął racicami bić w ziemię i wyrzucać mokre jej grudki i szmaty darniny.
Wabiarz wmieszał się do tego koncertu, lecz popsuł mu szyki Iwan krótkim, gniewnym rykiem rozpoczynającego pojedynek byka. Wszystkie jelenie węsząc czujnie poczęły zbliżać się ku krzakom, gdzie ukrył się Gabara.
— Zabodą i potratują mi chłopa! — uśmiechnął się Brzeziński — śledząc ruchy byków, które szły z najeżoną sierścią na karkach i potrząsały gniewnie rogatymi łbami.
Słuchając uważnie jelenia ryczącego gdzieś z ukrycia, Jerzy przekonał się niebawem, że głos jego rozlega się już znacznie bliżej. W miarę tego, jak byki podchodziły do wabiącego Iwana, ryk niewidzialnego byka brzmiał coraz wyraźniej.
Próżno jednak wypatrywał go Brzeziński przez szkła lornetki polowej rozglądając każdy krzak, każdy cal ziemi okrytej burą, pogmatwaną trawą.
W pewnej chwili wydało mu się, że dojrzał jakiś ruch w zaroślach olszowych nad potokiem.
Skierował lornetkę i czekał.
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/271
Ta strona została uwierzytelniona.