Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/272

Ta strona została uwierzytelniona.

Przez krzaki chyłkiem przedzierał się ktoś, co chwila przypadając do ziemi i kryjąc się w gąszczu wysokich badylów.
Z krzaków wypadł spłoszony kozioł i śmignąwszy pomiędzy szarymi pniami zapadł do haszczy.
— Nic nie rozumiem! — pomyślał zdumiony Jerzy i skinął na gajowego.
Gabara przykucnął przy nim nie wysuwając się z krzaków
Naradzali się krótko, bo człowiek zaczajony w haszczach począł znowu wabić.
Jelenie nie słysząc głosu Iwana skierowały się natychmiast w jego stronę.
Brzeziński i Gabara nie zdradzając swej obecności zbiegli ze szczytu i z dwu stron poczęli obchodzić krzaki z zaczajonym w nich wabiarzem, odcinając mu odwrót do puszczy.
Jerzy zakradł się do kępy olszowej i nagle skoczył w gąszcz
To, co ujrzał, zmusiło go do zatrzymania się. Był niezmiernie zdumiony, oszołomiony prawie tym, co przedstawiło się jego oczom. Na kupie ściętych pędów siedział chłopak, zapewne dwunastoletni, i trzymał na kolanach... gramofon.
Bezdźwięcznie kręciła się czarna płyta.
Z głośnika wydobywał się „nagrany“ na niej głos jelenia na rykowisku.
Jerzy od razu zrozumiał, dlaczego nie mógł zauważyć nic podejrzanego w głosie ryczącego byka.
Był to przecież prawdziwy głos miłości i walki o nią szlachetnego zwierza.
Po co wabił jelenie ten chłopak? Brzeziński nie mógł znaleźć rozwiązania zagadki...
Chłopak rzucił się do ucieczki, lecz Jerzy podniósł karabin i krzyknął:
— Stój, bo strzelę!
Wabiarz zatrzymał się drżąc na całym ciele.
W tej samej chwili nadbiegł Iwan i zaczajony w pobliżu Onysym Świrczyk.
Jeńca podprowadzono do Brzezińskiego.
Gajowy Świrczyk wymachując rękami i mrucząc przekleństwa opowiadał:
— Ja za nim już dwa dni chodzę, jak lis za zającem! On, panie, z czeskiej przekradł się strony i wyprowadził za grani-