kiem dwóch okazów lisów-albinosów, o białych futerkach i słomkowo-żółtych kitach, aż w pewnej chwili niby od niechcenia spytał, do kogo należą lasy otaczające Ryzową.
Okazało się, że właściciel tej puszczy część jej wraz ze szczytem Ryzowej wydzierżawił Żydom posiadającym tartak na Czarnym Czeremoszu.
Jerzy nic na to nie powiedział i doszedłszy do płaju pożegnał gajowego. Wkrótce jednak zbiegł na dno wąwozu. Idąc nim, zbliżył się znów do góry porośniętej kosodrzewiną i jej stromym zboczem jął się wspinać ku szczytowi. W półdrogi zaczaił się w krzakach i rozglądał się wokół. Spostrzegł niebawem gajowego, który szybkim krokiem powracał ku zaroślom i wkrótce wszedłszy na ścieżkę zniknął w gąszczu.
— Ta-a-a-ak! — uśmiechnął się Jerzy. — Poszedł ostrzec kogoś, że spostrzegłem porębę i ścieżkę. Ktoś tam siedzi i trzebi kosodrzewinę... No, zobaczymy, co się tu dzieje...
Kiedy gajowy powrócił z kosodrzewinowych zarośli i skierował się do domu, Brzeziński odnalazł ścieżkę i stąpając ostrożnie, by nie robić hałasu, zagłębił się w haszcze. Wkrótce nozdrza jego pochwyciły przyjemny, niezwykle wonny zapach dymu.
Przystanął i powęszywszy chwil kilka, mruknął do siebie:
— Patrzcie-no, fabryczkę sobie założyły jakieś draby!...
Szybko wyszedł na krawędź głębokiej kotliny.
Na jej dnie stały dwa namioty, a z czarnego otworu jaskini w zboczu kotliny wydobywały się cienkie smugi dymu.
Brzeziński zbiegł ku namiotom i odrzucił połę jednego z nich.
Na wygodnym łóżku polowym leżał młody człowiek w okularach na krogulczym nosie i czytał książkę. Obok na stołku stała szklanka z herbatą i na talerzu leżał kawał pieczeni.
Młodzieniec podniósł oczy na niespodziewanego gościa i, widać, wyczytał coś z surowej jego twarzy, gdyż zerwał się natychmiast i spytał po niemiecku:
— Kto, skąd, po co?
Brzeziński zrozumiał te pytania, lecz nie odpowiadając na nie mruknął złym głosem:
— Gadaj pan po polsku!
Człowiek o zakrzywionym nosie klasnął w dłonie. Do na-
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/278
Ta strona została uwierzytelniona.