miotu wszedł stary Żyd, z zaczerwienionymi powiekami i śmiesznie odstającymi uszami.
Poszwargotawszy ze swoim towarzyszem, dość zuchwale spytał Jerzego:
— Po co tu przyszliście? Czego szukacie?
Jerzy uśmiechnął się pogardliwie i odparł:
— Gadaj grzecznie, bo inaczej zmacam cię pięścią! Nie pytaj, łapserdaku, ino odpowiadaj: co tu robicie w tej kosodrzewinie?
Stary drgnął i skulił się nagle jak gdyby mu grzbiet kłonicą przetrącono.
Począł nisko kłaniać się Brzezińskiemu, dotykać rękami jego kurty i sepleniąc mówił:
— Pan inżynier Dawid Bronstein z Wiednia chciał pomieszkać sobie gdzieś wysoko w górach, nu, to i mieszka, panie... strażnik... dla zdrowia, tylko dla zdrowia...
— Powiedz swemu Dawidowi, że w Polsce nie wolno rąbać i palić kosodrzewiny i przerabiać jej na wonny olejek... Powtórzyłeś? A teraz idźcie przede mną i pokażcie mi tą swoją fabrykę! Ruszaj się, stary muchomorze, i ciągnij swego Bronszteina a wytłumacz mu, że to nie Wiedeń... tylko nasza, polska Huculszczyzna!
— Nu-nu, panie strażnik — szepnął wreszcie stary Żyd uśmiechając się do Jerzego i chwytając go za rękę — pan mądry człowiek, pan dobry człowiek! Pan inżynier da panu sto złotych i pan sobie pójdzie. Będzie sza, będzie cicho i — koniec!... Sto złotych ha-ha-ha — piękny pieniądz!... Panie strażnik... Nu, co? Pan wie, że...
Nie skończył, gdyż Brzeziński miał już dosyć tego nikczemnego kuszenia.
Ugodzony w szczękę Żyd zatoczył się i runął na łóżko, które z trzaskiem załamało się pod jego ciężarem.
— No, może pan inżynier też tęskni za dobrą pięścią? — spytał Jerzy robiąc krok ku Bronszteinowi.
— Ja nic nie mówiłem, to Kohen mówił! — po polsku już zawołał inżynier szybko się cofając.
— Pokażcie mi teraz fabrykę! — powtórzył Jerzy i trzy-
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/279
Ta strona została uwierzytelniona.