Ta strona została uwierzytelniona.
łączkę, gdzie już stały stogi, przez perełaz w woryni pobiegła hen — do mostku przez potok, pod kamienny krzyż, skąd droga od płaju odbiegała ku Mygli.
Czekała nie długo...
Czekała nie długo.
Nie spostrzegła Jura przedtem, nim stanął przed nią.
Podszedł tak cichutko, jak ryś skrada się do głuszca, gdy ślepy i głuchy tokuje w namiętnym podnieceniu.
Jur wyrósł przed dziewczyną jakby ziemia sama go z wnętrza swego wyparła.
Szare oczy zatopił w jej czarnych źrenicach, ręce położył na miękkich ramionach i powoli przyciągał ku sobie milczącą dziewuchę, rozradowaną i prawie mdlejącą ze szczęścia.