Minął rok... Długi, strasznie długi rok...
W Mygli świecąc dużymi oknami stanęła tuż pod lasem nowa szkoła, a na uboczu nieco, na ścianie odnowionej grażdy Jerzego Brzezińskiego widniał szyld z napisem:
— Leśnictwo Grajczowskiego rezerwatu.
Na drzwiach wejściowych połyskiwała mosiężna tabliczka:
Leśniczy“.
Wewnątrz starej grażdy zaszły też głębokie zmiany.
Nie brał w nich udziału dawny gazda, jako leśniczy zajęty bardzo w terenie, ale za to zagospodarowała się tam pani Stefania Brzezińska, żona leśniczego i kierowniczka szkoły w Mygli.
Izby, gdzie żył i pracował stary gazda Brzeziński, nabrały zupełnie innego wyglądu, zmieniły się w czyściutkie, przytulne, estetyczne mieszkanko wielkomiejskie z firankami w oknach, dywanami i obrazami na ścianach.
Pan Jerzy wpadając do Mygli z daleka jeszcze uśmiechał się do swego domu i pędził, by powitać żonę — pogodną zawsze, uśmiechniętą i energiczną.
Ujrzawszy męża wołała wesoło:
— Bywaj, bywaj, „Postrachu gór“!
Na ten okrzyk biegł administrator Mikołaj Brzeziński i drugi jeszcze — bardzo poważny, napuszony Bartek, a za nimi służba. Psy witały pana wesołym ujadaniem, na które Karek odpowiadał krótkim rżeniem.