wychynąwszy z piany rzecznej czepiają się wioseł na darabach a bielą nagich ciał, zielenią oczu i złotem włosów pociągają na głębinę młodych flisaków urodziwych... O leśnych boginkach, pląsających na tajemnych polanach, o biesach, lasowikach, wilkołakach i zwidach wszelakich rozpowiadał powtarzane na Wierchowinie sędziwe, tchnące pogaństwem bajki, drwił z przesądów i zabobonów ciemnych Hucułów, bo sam, choć szukał tych strachów, jednak nigdy nic wykryć nie mógł.
Szukał... Szukał po nieuczęszczanych przez watahów połoninach, po kniei i ostępach puszczańskich, po grehitach — złomiskowych szczytach gorgańskich, pustynnych kopułach Howerli, Popa Iwana i Kizich Ułohów, wśród iglic skalnych na Szpyciach, w głębokich dołach na Czeremoszach, pod hukami na potokach i w nieprzebrniętym gąszczu kosodrzewiny.
Wspomnienia o wędrówkach po górach obudziły w nim inne też wspomnienia, a tak mocne i żywe, że umilkł i siedział