zapatrzony w dal, gdzie przesuwały się przed nim ukochane przez niego, cudowne obrazy.
— Nu-że, mówcie jeszcze, Jurek! — trącił go w bok sierżant Bielski, miłośnik strasznych i dzikich opowieści.
Brzeziński jakimś zmienionym już głosem ciągnął dalej przerwane opowiadanie.
Było teraz inne...
Z krawędzi przepaści i zworów spełzają miękkie, faliste płachty śniegu i odrywając się spadają na dno głębokich wąwozów. Za nimi sunąc leniwie toczy się biała, martwa pokrywa śnieżno-lodowa i zrywa się na skraju spychu padając lawiną. Mkną zwały śniegu skrzepłego na kamień, lodowe odłamy, głazy i piarg zmarznięty. Lawina druzgocze świerki, jodły i buki, przebija sobie przez puszczę białą, strasznie ponurą drogę, przegradza bieg rzeki, aż ta — wściekła, iż uporać się ze śnieżną zawałą nie zdoła, wylewa, podmywa boki dolin, unosi ziemię, krzaki, całe szmaty lasu i przesuwa ogromne złomy skalne.
W borze i na połoninach skrzy się i jarzy śnieżna biel i kurzy się z lekka, gdy smagnie ją raptem wiatr od północy. Góral tnie nartami powierzchnię śniegowej powłoki i biały po sobie pozostawia ślad.
Czegoż to szuka na milczącym pustkowiu łowiec zuchwały?
Od oczu jego nic się tu nie ukryje!
Bystre źrenice odnalazły od dawna dziwne ślady.
Rzekłbyś — człek tu przechodził bosymi stopami. Łowiec wie, że przeszła tędy niedźwiedzica, co usnąć na dobre nie zdążyła, bo mrozy długo nie uderzały, a słońce świeciło i grzało jak na jesieni.
Tropem idąc niedźwiedzim z głębokiego wąwozu dociera do złomisk, na których białe czapy śniegu urosły. Tam pod korzeniami zbutwiałego wywrotu, pod opuszonymi sadzią łapami świerczyny gawrę-legowisko obszerne i ciepłe z piastunem i niedźwiadkami nakłodziła bura kudłaczka...
A opodal, bodaj w tym też uroczysku wyżynnym inne też tropy widnieją — tam rysie, tu kunie; tam znowu lis pomyszkował; w haszczach zając kicał bezpiecznie aż go z żerowiska łasica spłoszyła...
Kto tam dostrzeże i wyliczy wszystkie tropy i ślady, i wą-
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.