Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.



Rozdział IV.
BOHATER W NURTACH RZEKI

W niedzielę kapral z Brzezińskim zameldowali się u majora Rzęckiego.
— Podobno jesteście z Podkarpacia i znacie się na łowiectwie? — spytał major bystro patrząc na Jerzego.
— Tak jest, panie majorze! — odpowiedział szeregowiec.
Oficer pomyślał chwilę i spojrzał na kaprala pytająco, oczami wskazując na Brzezińskiego.
— Jak tam w kompanii?
— Melduję posłusznie — dobry żołnierz i staranny. Przeszedł przed służbą przeszkolenie wojskowe.
— Świetnie! Bardzo się cieszę — powiedział major, wciąż przyglądając się żołnierzowi, wyprostowanemu w postawie zasadniczej. — Po manewrach nasz pułk zaprosił na polowanie oficerów zagranicznych. Wydzierżawiliśmy tereny między Lidową Górą a potokiem Szybeny...
Jerzy nie wytrzymał i zapominając przed kim stoi aż w dłonie klasnął:
— Toż to najpierwsze miejsce, i na rykowiska jelenie, i na głuszcowe toki, i na ostoje dzicze! — zakrzyknął.
Kapral nieznacznie kopnął Jerzego nogą i doprowadził go do opamiętania. Chłopak zesztywniał znowu i ręce rozlatane do boków z całej siły przycisnął.
— Tak też mi o tym nadleśniczy mówił i miejsce to wziąć