nego parku i usiadłszy gdzieś na uboczu na ławce poczynał oddychać głębiej i myśleć o różnych rzeczach i wypadkach ale coraz częściej o zbliżających się manewrach i o zapowiedzianej przez majora Rzęckiego rozmowie o łowach na Szybenym.
Gdy tak rozmyślał siedząc pewnej niedzieli na swojej ławce, niedaleko kanału, płynącego do stawu, i przyglądał się stadom opasłych karpiów leniwie żerujących koło brzegu, przybiegło w pewnej chwili dwoje dzieci — chłopczyk i dziewczynka. Bawiły się dużą niebieską piłką i goniły ją, by kopnięciem nóżki odrzucić dalej.
Przebiegająca blisko kanału dziewczynka potknęła się nagle i uczepiła się bluzki braciszka. Chłopczyk stracił równowagę i upadł. Dzieci potoczyły się do wody i wpadłszy na głębinę poszły na dno.
Brzeziński nie namyślając się ani chwili skoczył do kanału i wyciągnął tonące dzieci na brzeg. Rozejrzał się dokoła, lecz nikogo nie spostrzegł. Mokry powyżej pasa, z wodą chlupiącą w butach i opadającymi owijaczami, żołnierz zaczął ratować maleństwa, które porządnie nałykały się wody i mułu. Zanosiły się oboje od kaszlu, płakały zachrypniętymi głosikami i rączkami rozmazywały po bladych policzkach czarne, lepkie błoto i zielone, galaretowate nici wodorostów.
Jerzy uspakajał je jak umiał, ale że jego do nich przemówienia przypominały raczej słowa komendy, więc nic nie skutkowało. Brzdące wysapawszy wreszcie z siebie wszystką wodę darły się wniebogłosy a coraz głośniej i przeraźliwiej.
Krzyki ich i płacz zwabiły publiczność. Otoczono żołnierza i dzieci i wypytywano go, co się stało.
Brzeziński opowiedział krótko i zwięźle.
— Ta nic! Szeczeniaki tonęły, tak ja skoczył do wody i wyciągnął. A teraz to drze się, niby kto je ze skóry obdzierał. Też to — delikatne! Ta woda — ciepła, a takie to chuchro wyje niby je z przerębli wyciągnięto.
Gniewny był na brzdąców, więc nawet splunął.
— Patrzcie, patrzcie! — zawołała jakaś mocno umalowana pani. — Bohater! W ubraniu rzucił się do nurtów i uratował tonące w rzece dzieci!
Brzeziński zezem spojrzał na mówiącą i wypalił:
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.