Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.



Rozdział V
PRZED WYMARSZEM

Pracy w kompanii miał Jerzy coraz więcej. Instruktor, drużynowy, plutonowy, sierżant i młodsi oficerowie nie żałowali trudu, by żołnierzy wyszkolić jak najlepiej i do bardzo odpowiedzialnych manewrów przygotować tak, żeby nie było żadnego zamieszania i przykrości.
Jerzy, który z zapałem zwykle słuchał wykładów i pogadanek w świetlicy, gdyż chciwy był nauki i książki pochłaniał jak pijak — wódkę, teraz rzadziej już tam zaglądał.
Oficerowie przed manewrami cały swój czas oddawali bezpośrednio zajęciom na placu i w strzelnicy. Żołnierze, zmęczeni całodzienną niemal pracą, nie uczęszczali prawie do czytelni, więc i Brzeziński, któremu wieczorami dobrze się już kleiły oczy, z rzadka tylko wpadał do świetlicy, by przejrzeć świeży numer „Polski Zbrojnej“ i „Wiarusa“, gdyż, choć znużony, chciał wiedzieć, co się dzieje na świecie Bożym.
Ze wszystkich ćwiczeń najbardziej lubił Jerzy pracę w strzelnicy.
Swój karabin poznał znakomicie i dawał sobie radę z jego „fanaberiami“, bo wiadomo, że karabiny — to chytre i nieraz złośliwe maszyny — jedne obniżają, drugie — przenoszą kulę, inne znów zbaczają to w prawo, to w lewo.
Bywają tacy żołnierze, co przez cały czas służby uporać się z podobnymi sztuczkami nie potrafią. Jerzy Brzeziński do takich jednak nie należał.