Przypomniał sobie dokładnie, jak to „przystrzeliwał“ przyniesiony z brygady karpackiej karabin, i sposoby te zastosował do swojej broni służbowej. Po paru dniach ostrego strzelania znał już swój karabin na wylot i nie istniało, zdawało się, pozycji, odległości, warunków i celu, żeby Jerzy mógł chybić. Kładł niemal kulę przy kuli z dowolnej odległości, z której mógł rozejrzeć dokładnie cel.
Sztuka przystosowania się do broni, posiadanej przez Jerzego, wielką okazała przysługę całej kompanii, ponieważ chłopak widząc jak się mozolą i klną żołnierze na swoją broń, co to „strzela jak sama chce“, począł doradzać, w jaki sposób należy ją korygować. Odbiło się to niebawem na wynikach strzelania kompanii.
Kapral Jańczyk, który polubił przeszkolonego, bystrego i chętnego zawsze „Hucuła“, nazywając go czasem „Jurkiem“, a czasem „gazdą“ z zadowoleniem przyglądał się strzelaniu swego faworyta i mruczał do starych strzelców:
— Ten to ci, brachu, strzela! Gdyby tak zarządzono w tym roku zawody o mistrzostwo strzeleckie, posłalibyśmy Brzezińskiego, no, nie?
— Panie kapralu — wtrącił jeden z instruktorów — wczoraj umyślnie wypytywałem we wszystkich kompaniach o dobrych strzelców. Są... są, ale to wszystko średniaki i niepewni — dziś walą dobrze, a jutro do luftu... Nasz Brzeziński, choćby go ze snu obudzić, wskoczy i będzie strzelać jak w jasny dzień!
— Właśnie, właśnie! — potakiwał Jańczyk. — Długo mu się przyglądałem, ale teraz widzę, że takiego strzelca-pewniaka jeszcze nigdy nie mieliśmy.
Słuchy o tak wybornym strzelcu dotarły do dowódcy pułku.
Pewnego razu, gdy w strzelnicy znajdował się pluton, w którym służył Brzeziński, pułkownik wraz z dowódcą batalionu, majorem Rzęckim, weszli do strzelnicy i sami już ocenić mogli zdumiewającą celność strzałów młodego żołnierza.
— Czy zawsze tak trafiacie? — zapytał Jerzego pułkownik.
— Tak jest, panie pułkowniku! — odpowiedział Brzeziński. — Ze swego karabina jeszcze lepiej mi idzie.
— Jakżeż może być lepiej? Chyba na dziesięć strzałów macie jedenaście trafień? — zaśmiał się pułkownik.
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/57
Ta strona została uwierzytelniona.