— Panie pułkowniku, melduję posłusznie, że w biegu czy w locie zwierza i ptaka nigdy nie chybię.
Tu do rozmowy wmieszał się major Rzęcki, co widząc kapral Jańczyk czym prędzej stanął przy Brzezińskim. Na wszelki wypadek, by chłopak nie palnął czegoś nieprzepisowego.
— A skądżeż, Brzeziński, macie karabin i jaki? — spytał Jerzego major.
— Pan kapitan Grzegorzewski podarował mi, gdy z kompanią żegnałem się po szpitalu — objaśnił żołnierz. — Jest to rosyjski karabin, zdobyczny spod Zielenej, przystrzelany!
— Panie majorze... — podszepnął strzelcowi kapral.
— Panie majorze... — powtórzył jak echo zmieszany nieco Jerzy.
Major jednak nie skończył na tym pytaniu i zadał nowe:
— Z takiego karabina chyba tylko z bliska strzelacie do zwierzyny?
Brzeziński ożywił się nagle i całą piersią wciągnąwszy powietrze i nie mogąc już się pohamować począł mówić szybko:
— Melduję posłusznie, że jeżeli lecącemu głuszcowi założyć przed głową ze dwa metry, to na dwieście kroków się nie chybi! Jeleniowi trza mierzyć w chrapy, tedy na komorę wypadnie, dzikowi brać należy według grzbietu — a zwali się...
— No, a niedźwiedziowi jak? — poddał major i przechylił głowę na bok.
— Melduję, że niedźwiedzia ubić — żadna to sztuka!... Z legowiska gramoli się wolno, w biegu zaś — nie szparki, niemrawy, a duży, to każdy by trafił... albo jeszcze rysia! Taż siedzi on na sęku albo truchtem bieży grzędem!...
— Co to „grząd“? — wtrącił pytanie pułkownik.
— Melduję posłusznie: tak się zowie ścieżka, wydeptana przez zwierzęta puszczańskie, panie pułkowniku! — odpowiedział żołnierz.
Kapral nieznacznie nadepnął Jerzemu na stopę. Dawał mu tym znak, żeby jęzora zbytnio nie popuszczał, bo wydało mu się, że za śmiało chłopak i za dużo gada.
Brzeziński jednak nie zrozumiał tego ostrzeżenia. Zmieszany nagle i zdziwiony spojrzał bezradnie na swego drużynowego.
— Tak, ta-ak! — przeciągnął w zamyśleniu major. — Nie
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.