wątpię już, że strzelaliście często i do jeleni, i do głuszców, i do niedźwiedzi, a nawet do rysi, choć to ponoć rzadka u was zwierzyna...
— Ta joj, taż rysi po kniei wodzi się nie mało, ino podejść je trudno — czujne i płochliwe to koty...
— Panie majorze... — warknął Jańczyk.
— Płochliwe koty, panie majorze! — poprawił się natychmiast szeregowiec.
— To bardzo ciekawe i bardzo ważne! — mruknął major spojrzawszy na pułkownika.
Ten uśmiechnął się i kiwnął głową.
Gdy wychodzili ze strzelnicy, dowódca pułku wyjął papierośnicę i częstując majora rzekł:
— Sądzę, że będzie pan major miał pociechę z tego Hucuła polskiego! Mając go przy sobie pokaże pan cudzoziemcom urok naszych polowań górskich w całej okazałości.
Major zaśmiał się cicho i odparł:
— Istotnie — bardzo mi się przyda Brzeziński! Zna się on na łowach i cały teren ma jakby w kieszeni... Ale cóż za ironia losu! Ja — jeden z najzajadlejszych wrogów kłusownictwa i zwariowany zwolennik sportowych sposobów polowania — będę miał za pomocnika właśnie raubszyca i to jakiego jeszcze!
Major wybuchnął głośnym śmiechem.
— Czyżby pan uważał Brzezińskiego za...
— Ależ, panie pułkowniku, jest to typ najdrapieżniejszego kłusownika! Ryś, tygrys, wilk i lis w postaci ludzkiej! Ale to nic! Już ja tego drapieżnika tak urobię, że on właśnie stanie się najlepszym obrońcą zwierzyny. Czy może pan pułkownik wyobrazić sobie, ile on musiał wytępić zwierzyny, mając tak diabelsko celne oko, tę zwinność góralską i nieludzką wprost wytrzymałość?!
— Rzeczywiście! Mógłby się stać groźnym drapieżcą! — westchnął pułkownik.
— On już był drapieżcą! — zawołał major. — Ale... na przyszłość nim nie będzie. Moja w tym głowa!... Urobię go, panie pułkowniku, ulepię na nowo, przefasonuję!
Dowódca pułku śmiał się szczerze, wsłuchując się w namiętny głos znakomitego myśliwego.
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.