tychmiast komiczna walka śród śmiechu i wesołego wrzasku atakujących „szkrabów“.
Zwabiona piskiem rozbawionego drobiazgu jakaś staruszka przysiadła się na ławce i z rozczuleniem patrzyła na rozdokazywane dzieciaki. Ze łzami w oczach pochyliła siwą głowę ku Brzezińskiemu i szepnęła dobrotliwie:
— Jakich to ślicznych doczekał się pan bobasków!
Jerzy przy tych słowach zerwał się raptownie z ławki.
Dzieciaki posypały się z jego kolan jak szyszki ze świerku i poczęły się drzeć wniebogłosy, gdyż Kazio stłukł sobie trochę kolano o kant ławki, a Maniusia zadrapała paluszek.
Brzeziński stanął tymczasem przed staruszką i przemówił jej do rozumu:
— Ta, mojaż pani, ta gdzież pani ma oczy? Ja żołnierz i miałbym mieć dzieci i jeszcze, od czego Boże uchowaj, — żonę? Ta proszę pani, jak to może być? Taż to i nieustawowo! I nijak być nie może! Ta mojaż pani, mojaż pani dobrodziko!
Panna Szemańska przykrywając twarz torebką zanosiła się od śmiechu.
Kazio i Maniusia widząc śmiejącą się wychowawczynię i staruszkę przestali płakać i wynaleźli sobie od razu nową zabawę. Ponieważ Jerzy zapewne pod wpływem oburzenia czy zdumienia stanął przed staruszką szeroko rozstawiwszy nogi małe łobuziaki poczęły przechodzić przez tę „bramę“ rechocząc przy tym wesoło.
Przyjrzawszy się jednak baczniej staruszce i jej figlarnym oczom strzelec zrozumiał, że zażartowała sobie z niego, więc parsknął śmiechem i mruknął:
— To też pani dobrodzika na kawał mnie nabrała i nabiła w butelkę!
— Za żart nie można się gniewać — powiedziała uśmiawszy się do łez. — Ale pan żołnierz jedno to nie dobrze powiedział!
— Ta cóż znów takiego? Może jeszcze jakiś kawał?
— Nie! Wcale nie kawał — upierała się starowina. — Powiedział pan, żeby Bóg pana uchował przed żoną. Taki przystojny z pana młodzian i z pewnością niejedna panienka zapatruje
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/62
Ta strona została uwierzytelniona.