żołnierzami. Każdy szeregowiec przejął się ambicją swego pułku i dla jego honoru nie cofnąłby się przed żadną pracą i wysiłkiem. Wiedząc, jak nie szczędzą swych sił żołnierze, jak sumiennie wykonywają wszystkie najtrudniejsze i najzawilsze rozkazy, kapitan Grzmotnicki zacierał tylko ręce i uśmiechał się radośnie.
— Z takimi zuchami czego by się nie dokonało na wojnie! — myślał nieraz bojowy oficer.
Z szczególnym zadowoleniem przyglądał się dowódca Jerzemu Brzezińskiemu.
Chłopak schudł, sczerniał, lecz wyglądał znakomicie. Zdawało się, że mięśnie ma splecione z mocnych rzemieni — twardych jak stal i giętkich.
Jerzy nie miał nigdy znużonego wyglądu. Robił wszystko z niebywałą łatwością, jak gdyby to nic go nie kosztowało, a przykładem swoim i zapałem porywał całą kompanię.
„Wychowani“ przez niego Podhalanie i Poleszucy, wpatrzeni w Jerzego jak w tęczę, nie ustępowali mu w niczym, na pierwsze skinienie gotowi iść za nim.
Kapral, spostrzegłszy to, powiedział pewnego razu do sierżanta:
— Mir ma nasz Jurek u chłopców. Dość mu powiedzieć, że trzeba zrobić to czy tamto, a w mig zrobi wszystko, bo mu cała kompania pomoże...
— Udał się nam ten chłopak, nie ma co! — zgodził się sierżant.
O zaletach żołnierskich Brzezińskiego wiedzieli dokładnie oficerowie, a dowódca kompanii obszernie o tym meldował majorowi Rzęckiemu, który, słysząc to, uśmiechał się i mruczał:
— Widzę, że pierwszorzędny z niego żołnierz, ale ja go jeszcze nie rozgryzłem... co do jego przeszłości! Wydaje mi się...
I dowódca batalionu zaczynał wypowiadać kapitanowi swoje obawy. Jak wynikało ze słów majora, nie wyzbył się on podejrzenia, że Jerzy Brzeziński w górach swoich trudnił się kłusownictwem. Myśl ta gnębiła majora, bo, jako oficer, obywatel i myśliwy, uważał kłusownictwo za poważną zbrodnię.
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.