Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

Jerzy grając głowił się nad tym, dla kogo właściwie gra, a raczej czego by pragnął więcej: czy żeby go słyszała Marinoczka, która tę fujarkę w diabelskim moczyła jeziorku, czy też panna Stefania — taka zawsze poważna i dobra dla niego?
— Brzeziński, biegnijcie do pana majora! — powtórzył rozkaz kapral i podszedł do chłopca, aby obejrzeć, czy wszystko ma w porządku.
— Ruszajcie! — powiedział niespokojnym głosem, usiłując domyśleć się, po co właściwie dowódca wzywa Jurka.
Gdy Jerzy stanął przed oficerami, wyprężony jak struna, zbliżył się do niego pułkownik, który chciał go widzieć. Brzeziński poznał go od razu i zapominając na chwilę, gdzie się znajduje i do kogo mówi, zawołał wzruszonym głosem:
— Pan kapitan Żuk! Mój kapitan!
Opamiętał się wszakże w jednej chwili i znowu się wyprężył spostrzegłszy oznaki pułkownikowskie na ramionach „swego kapitana“, lecz trwało to jedną tylko chwilę, bo pułkownik przygarnął żołnierza do piersi i powiedział wzruszonym głosem:
— Jur, szkrabie jeden, mikrusie zatracony, ależeś, chłopie, urósł i zmężniał! Pamiętasz, jakeśmy się wkopali pod Doboszanką i choć „siadłszy płacz“ ani kroku dalej postąpić nie mogliśmy.
— Bo to zaspy były wtedy okrutne i dujawica, panie pułkowniku! — wtrącił Jerzy.
— Ale ty wszakże przebrnąłeś — dodał pułkownik.
— Taż ja, panie pułkowniku, deski sobie porobiłem ze świerku — objaśnił Brzeziński — to się i przeszło przez zaspy, a potem to już granią biegłem aż hen, do Rafajłowej na zwiady i podsłuchy.
— Pamiętam o tym, pamiętam — kiwał głową pułkownik — potem to już nie spotykaliśmy się, bo ja poszedłem na dowództwo pułku... Długo pamiętałem o tym, żeby przedstawić ciebie do „virtuti militari“, bo wszak bez ciebie nie wyszlibyśmy wonczas z wąskiej dolinki Piennego, a ty wtedy coś tam od Moskali oberwałeś.
— E-e, bagatelka, trochę mnie kula za łydkę capnęła, panie pułkowniku — zaśmiał się Brzeziński.
— Trochę, czy nie trochę, ale zasłużyłeś się rzetelnie... Do-