Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

...chwytali okonie, płotki i liny...

— Ta dajcie mi spokój! — zamachał na niego rękami Jerzy. — Taż wy byście to samo zrobili!
I na tym się skończyło. Później saperów przerzucono na inny odcinek, a pułk szkolono dalej, ucząc sposobów ataku pod zasłoną dymową.
Podczas wykonywania jednego z ruchów manewrowych, gdy pierwszy batalion forsownym marszem szedł na wskazaną mu pozycję, zdarzył się wypadek, który mógłby pociągnąć za sobą smutne skutki.
Gdy batalion przechodził w pobliżu niewysokiego wzgórza, szosą jechała kareta jednego z okolicznych ziemian. Ciągnęła ją czwórka zaprzężonych cugiem koni. Nagle coś się stało z za-