robiono, dzieci Onysym nie ma, przeto i hałasu mniej — doradził pewnego razu Jerzy.
Po ulokowaniu się w kurnej, straszliwie brudnej gajówce, major z mapą i planem wydzierżawionej puszczy w rękach poznawał teren przyszłych polowań, kreślił istniejące w nim ścieżki i umieszczał różne wybitne, rzucające się w oczy miejsca i znaki — tam małe torfowisko w głębokiej rozłodze, tu złamaną jodłę lub dziwnych kształtów skałę, w innym znów punkcie — wyschłe łożysko potoku lub resztki spalonego szałasu.
Ważne to było dla orientacji w rozległym i nieznanym terenie.
W tym samym czasie Jerzy Brzeziński z wypożyczoną od gajowego ciupagą przepadał na wywiadach i podsłuchach, jakby przygotowując wielką bitwę.
Parę razy chodził z nim razem major — wytrwały piechur i alpinista.
Mógł więc w zupełności ocenić zalety swego pomocnika.
Brzeziński nie zrozumiałby nawet, gdyby go zapytano nagle, czy czuje zmęczenie. Mógł czuć gorąco, głód i pragnienie, ale na to były znane mu sposoby — cień paproci i haszczy olszowych, jagody i orzechy, wreszcie — dzwoniące wszędzie strumyczki czystej, zimnej wody źródlanej. Ale zmęczenie? Tego zrozumieć by nie potrafił.
Major z zachwytem przyglądał mu się, kiedy chcąc niepostrzeżenie dotrzeć do ukrytej w puszczy polany Jerzy wspinał się po niemal prostopadłym urwisku, a potem przyciskając się do srebrzystych pionów świerkowych stapiał się z nimi w jednolitą szarość znikając sprzed oczu. W marszu nie potrącał kamieni, nie potykał się na wystających z ziemi korzeniach, nie szeleścił gałęziami przedzierając się przez największy gąszcz i nie rozkołysał zwisającej nad ścieżką łapy świerkowej. Chodził, skradał się, prześlizgiwał i przemykał ni to cień bezcielesny, ni to zwierz najczujniejszy.
Te to łowieckie zalety Jerzego dały też świetne wyniki.
Strzelec odszukał tajemne polanki, na których dojrzał głębokie ślady racic jelenich, pozostawione przez byki płatki piany na liściach runa leśnego i zadraśnięcia od rogów na korze drzew. Zbadawszy takie miejsce określił ilość przychodzących tu byków i łani i przekonał się, że w pobliżu rykowisk zaczaiła
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.