Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

ba, więc powróciwszy z kościoła czym prędzej poszedł do majora. Wpuszczono go od razu do gabinetu dowódcy batalionu.
— Siadajcie! — powiedział major wskazując mu krzesło. — Musimy się naradzić, bo, zdaje mi się, że cięższą niż myślałem będziemy mieć robotę. Nowe kłopoty, niespodziewane kłopoty!
Jerzy zdumionym wzrokiem patrzał na dowódcę.
— Co by to były za nowe kłopoty? — głowił się spostrzegając niepokój i troskę w oczach oficera.
— Powiem wam, ale to tajemnica, rozumiecie? — mruknął Rzęcki.
— Tak jest, panie majorze! — zerwał się natychmiast z krzesła strzelec.
— Siadajcie i słuchajcie uważnie, bo to poważna sprawa! — mówił major. — Otrzymałem doniesienie, że w zakordonowych dziennikach pisano już o przygotowywanym przez nas polowaniu. Ci pismacy wszystko muszą wywąchać! Wiedzą już o terenie Szybenego i o tym, że dużo tam mamy zwierzyny. Obawiam się, że pociągną tam wnet kłusownicy. Rozumiecie, Brzeziński?
— Tak jest, panie majorze — odpowiedział Jerzy.
— Musimy więc teraz zorganizować szczególnie pilną ochronę naszego terenu, bo nie możemy wszak dopuścić, żeby łowy się raptem nie udały.
— Tak jest! — ucieszył się Jerzy zrozumiawszy, o co się troska major. — Tak jest! Tylko, że ja tak myślę, iż na naszej stronie na taką sprawę nikt się nie targnie.
— Może być, może być... — zgodził się major Rzęcki. — Musimy wszakże być na baczności.
— Tak jest, panie majorze, strzeżonego i Pan Bóg strzeże — dorzucił Brzeziński.
— Właśnie o to mi chodzi! — zawołał Rzęcki. — Polegam na was bardzo, ale gdybyście coś niebezpiecznego spostrzegli, zwróćcie się z moim listem, który dla was przygotuję, do nadleśniczego w Jaworniku.
— Tak jest, panie majorze, dziękuję! — odparł Jerzy. — Ja rychło zwęszę, co i jak tam się święci.
Pomyślawszy chwilę dodał z cichym śmiechem: