zaczęły zaglądać do nas okręty białych ludzi... Przez długi czas omijały one nasze wyspy, gdyż morze wpobliżu nich groziło niebezpieczeństwem. Sam przecież widziałeś, że otaczają je rafy koralowe i zaledwie kilka wąskich i zawiłych przejść znaleźli żeglarze pomiędzy skałami... Pewnego razu do tej zatoki, gdzie obecnie wybudowano Hope-town, zawinęła brygantyna[1] portugalska, a gdy odpływała, na brzegu pozostało kilku marynarzy, którzy zbiegli z okrętu. Przewódca ich nazywał się Diego Anda...
Dżair przerwał opowiadanie i poruszył się gwałtownie.
— Co ci jest? — zapytał Władek.
— Sznury tną mi ręce, a nogi cierpną, bo wcale nie mogę niemi poruszać — żałosnym głosem odparł chłopak i syknął z bólu.
— Tylko nie waż się beczeć, bo powiem twoim Minkopi, że jesteś baba, nie mężczyzna, który zamierza stać się wodzem! — zaśmiał się Władek.
Dżair pociągnął mocniej nosem, lecz nie zapłakał. Wysapawszy się, ciągnął dalej przerwane opowiadanie:
- ↑ Duży okręt żaglowy, uzbrojony w działa.