Strona:F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu/105

Ta strona została przepisana.

— Poległa wtedy połowa wszystkich Minkopi, a z nimi razem i Diego Anda. Ci, co pozostali przy życiu, poddali się i uznali Betsurę za swego wodza. Tylko jedna część tubylców nie chciała ulec i cofnęła się na góry Szalati. Wodzowie nasi walczyli z nimi prawie całe sto lat, dopóki nie stanęła umowa, że „ludzie z gór“ czy Kalaboni, pozostaną tam na zawsze i nie będą mieli prawa przekraczać potoków Ilgi i Mikasy, płynących przez dżunglę do morza. Wybrzeże pomiędzy temi potokami należy wyłącznie do Kalabonów. Nigdy Minkopi nie wdzierali się na ziemię „ludzi gór“, oni natomiast czynili często napady, zatrutemi strzałami zabijając naszych łowców w dżungli i na morzu.
Władek podniósł nagle głowę i, syknąwszy „cyt“! — zamienił się w słuch, gdyż dobiegły go jakieś znajome głosy. Wkrótce przypomniał je sobie. Pokrzykiwały budzące się mewy, mające swe gniazda na skalistych zboczach Szalati, stromo urywających się nad oceanem.
— Niebawem świtać zacznie... — zauważył Władek. — Ciekaw jestem, co też ci Kalaboni zamierzają zrobić z nami?
Zamyślił się sam nad tem pytaniem, lecz nagle, przypomniawszy sobie coś, spytał żywo: