Strona:F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu/136

Ta strona została przepisana.

Dżair powtórzył prośbę i obietnicę przyjaciela, lecz tubylec zamachał rękami i skulił się cały, jakgdyby śmiertelnie przerażony.
— Nie mogę! Nie mogę! — jęknął. — Żaden Kalabon nie odważy się na tak zuchwały czyn! W grotach środka Rulgatanu mieszkają duchy, złe duchy „Postrachu Mórz“. Po śmierci Diego Andy, który zginął w bitwie, niespodziewanie otoczony przez oddział marynarzy angielskich, kilku śmiałków z naszego szczepu wyruszyło do legowiska „Postrachu Mórz“, ale... ale... ani jeden nie wrócił... Gdy nad oceanem szaleją burze, z wnętrza góry dobiega ponure wycie, zgrzyt i jęki. Kalaboni opowiadają sobie wtedy, że to „Postrach Mórz“ powrócił do swego schroniska i wścieka się, że nie może znaleźć swych kości, bo ciało jego zostało wrzucone do morza na pożarcie rekinom. Uczynię dla was wszystko, czego żądacie ode mnie, bo Takiwa ma dla was wdzięczność w sercu, ale iść z wami — nie mogę, nie mogę!
Zaczął płakać i bić się w piersi, niby w rozpaczy. Posłyszawszy jego szloch, kobieta, oczekująca go na dole, wtórować mu poczęła przeraźliwym głosem.
— Trudno!... — mruknął Władek. — Spróbujemy przedostać się sami, ale czy nie mógłby