Strona:F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu/147

Ta strona została przepisana.

czarnych pajęczyn, lecz po tem wszystkiem chłopak ledwie ślizgnął się wzrokiem.
Uwagę jego zwróciła na siebie bijąca w oczy czerwona strzała, wskazująca drogę ku nieznanemu wyjściu.
Gdzie się miało znajdować? Na szczycie góry? Gdzieś w zaroślach, na jej zboczu? Na brzegu morza? Odpowiedzi na te pytania znaleźć nie mógł, jak też nie był w stanie zatrzymać się na jakimkolwiek domyśle.
Porzucił więc te bezcelowe dociekania. Czerwony znak na ścianie wzbudził w nim jeszcze gorętsze pragnienie dojścia do celu.
Przywołał Dżaira, chociaż zabobonny Minkopi długo się opierał, bojąc się wejść do ponurej groty. Trzymając ociągającego się chłopaka za rękę, Władek wszedł do długiego korytarza. Powstał zapewne wskutek osunięcia się niektórych warstw skalnych, gdyż wąski na dole rozszerzał się pod sklepieniem, złożonem z popękanych brył szarych kamieni o zielonkawym odcieniu. Wkrótce zaczął się dość stromy spadek i chłopcy za pierwszem załamaniem tej szczeliny musieli skrzesać ognia i zapalić świecznik. Na ścianach widniały znane im już czerwone znaki, wskazujące kie-