— Daleko to? — mruknął Lucky.
— W Wenezueli[1], port na Orinoko... Gdy zapomną tu o nas, wynurzymy się z dżungli i zaczniemy nowe życie... Jesteśmy teraz bogaci... Uczeni nie spostrzegli nawet, jak, wyciągając dla nich różne robaki i inne świństwo, znalazłem i ukryłem w worku kichę gumową z perłami, które Horn zabrał niegdyś Jomadze...
— Skąd weźmiemy pożywienie? — zaniepokoił się Barber.
— Już umówiłem się z wodzem Kalabonów! — uśmiechnął się herszt. — Dadzą nam kilka worków ryżu i bobów. Zamówiłem też dwa kosze ryb suszonych i worek orzechów. Nie świetną będziemy mieć kuchnię, ale wytrzymać można... Damy im zato dwa karabiny i pięćdziesiąt nabojów... Widziałem je na szkunerze.
— A jeżeli nie zechcą przyjąć takiej zapłaty? — spytał któryś z Anglików.
Murray wybuchnął złym śmiechem i warknął:
— Wtedy wtrącimy ich do morza i puścimy motor w ruch... Ale nie obawiajcie się! Z pocałowaniem ręki wezmą broń, bo straty od-
- ↑ Republika w północnej części Ameryki Południowej, przecięta rzeką Orinoko, na której brzegu leży port Boliwar.