Strona:F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu/230

Ta strona została przepisana.

zostawali pod wodą do minuty bez oddechu, to też wynurzywszy się, zsiniałemi ustami łapczywie chwytali świeże powietrze, dysząc ciężko.
Inni rybacy, znajdujący się na łodziach, śledzili uważnie, czy nie skrada się gdzieś rekin, a, dojrzawszy drapieżną rybę, odpędzali ją uderzeniami długich bosaków po wodzie i głuchem, do grzmotu podobnem warczeniem bębnów.
Pewnego razu na miejsce połowu przybył młody Kalabon, syn wodza. Miał na imię Bajrga, które tubylcy powtarzali z czcią i pewnym strachem, gdyż wysoki, rozrosły Negritos odznaczał się niepospolitą siłą i spełniał obowiązki sędziego.
Przybywszy na wybrzeże, gdzie wpobliżu ciągnęła się rozległa ławica mięczaków perłowych, Bajrga napadł na rodaków, robiąc im wyrzuty i grożąc zemstą bogów za to, że nie uszanowali miejsca, strzeżonego przez duchy. Dowiedziawszy się jednak, że łowcy, opuszczający się na dno morza, nie widzieli żadnych duchów i bez szczególnych przygód odrywali od skał i skamieniałego piasku szare, bezbarwne muszle, zawierające drogocenne, jakgdyby promienne ziarna pereł, zamyślił się i długo chodził po piaszczystem wybrzeżu, marszcząc niskie