cucha Arakanu[1] w Birmanji, i z Andamanów przerzucają się na Sumatrę,[2] przecinając całą wyspę grzbietem Barissan. Tuż koło przystani za wysokim murem stoi długi, ciężki gmach o wąskich, zakratowanych oknach. Już sam wygląd ponurego budynku świadczy o tem, iż mieści się w nim więzienie. Istotnie, władze angielskie w Indjach przed kilku laty jeszcze wywoziły do portu Bleir najniebezpieczniejszych zbrodniarzy.
„Królowa Elżbieta“, lawirując wśród podwodnych skał, oznaczonych świecącemi się „bojami“,[3] rycząc, podpływała do zatłoczonej przystani. Stanęła wreszcie, zgrzytnęła łańcuchem kotwicy i, podciągnięta grubemi cumami, przytuliła się do drewnianej ściany portu.
Pasażerowie, znużeni podróżą morską, w pośpiechu zbiegali po chodniku na ziemię.
— Stój! — rozległ się nagle rozkazujący okrzyk komisarza policji. — Kogo ja widzę?! Ba! Piotr Murray, Grzegorz Lucky i Wiljam Barber? Co wy tu robicie? Przecież nie za-