o sterczących na karku garbach. Na koźle siedział mały, czarnoskóry chłopak w białem ubraniu i słomkowym kapeluszu i, spoglądając na podpływającą łódź, błyskał białemi zębami w radosnym uśmiechu.
— Wlad! Wlad! Young Sahib![1] — pokrzykiwał chrapliwym głosem.
Motorówka przywiozła istotnie Władka i jego ojca — pana Romana Krawczyka, którego wojna z polskiej roli z pod Zegrza rzuciła na daleką wyspę, gdzie rozbijały się fale Oceanu Indyjskiego. Panu Krawczykowi powodziło się dobrze. Pracowitość jego, ścisłość w wykonaniu zleceń, uczciwość i spokojny, zdrowy rozum sprawiły, że przygodny narazie pracodawca, angielski plantator Stewans, stał się szczerym przyjacielem rodziny polskiej. Anglik cenił wysoko zdolności i charakter pana Romana i ufał mu tak bardzo, że uczynił go jedynym rządcą plantacji na wyspie Kede. Stewans miał tam rozległe tereny, zajęte krzakami najlepszych gatunków herbaty i drzewkami pieprzowemi. Przyjeżdżał tu raz w roku z Kalkuty, przywożąc upominki dla pani Stefanji, matki Władka. Pani Krawczykowa pomagała
- ↑ Czytaj — jang sahib, co znaczy — młody pan.