wystającym nad wodą dziobie stał stary Minkopi z łukiem w ręku. Wyskoczył na brzeg i, co chwila przyklękając, zbliżał się do chłopców, mrucząc coś głuchym, chrapliwym głosem.
— Co on tam gada? — spytał niecierpliwie Władek.
— Stary Baharana mówi, że wielka ośmiornica wypełzła dziś na rafy, a potem wpadła na rekina! — objaśnił Dżair, a oczy mu błyszczały niezwykle. — Baharana będzie strzegł nas i bronił przed złą ośmiornicą...
Władek się skrzywił.
— Cóż to za polowanie z niańką?! — pomyślał.
Jednak na Baharanę nie było rady. Stary usiadł pod skałą i, trzymając łuk w ręce, śledził każdy krok chłopców, skradających się do drzemiących ośmiornic.
Władek wypuścił kilka strzał, zanim trafił sporego głowonoga, który przeszyty nawylot, zmieniał raz po raz zabarwienie, zwijał się i prężył, a ramiona jego, niby węże, czołgały się po ziemi i czepiały kamieni. Zato Dżair nie chybiał wcale. Strzały, wypuszczane przez niego, grzęzły w miękkich ciałach ośmiornic, chłopak zaś, wyrywając je, wrzucał zdobycz do worka. Baharana mrużył czarne oczy
Strona:F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu/49
Ta strona została przepisana.