Chłopak zamarł, zapatrzony w zagadkowe ruchy „pamy“. Żmija tymczasem kręciła głową i niespokojnie rozglądała się wokół. Z trawy tymczasem jednym susem wypadło zwinne zwierzątko, okryte brunatnem futerkiem. Zdawało się, że pędzi wprost na żmiję, lecz, gdy pama, wyprężywszy się cała, rzuciła ku napastnikowi swe długie ciało, aby dosięgnąć go jadowitemi kłami, mały drapieżnik zatrzymał się nagle i uskoczył nabok. Żmija, nie mając przed sobą celu, ciężko upadła na ziemię, ale w tej samej chwili śmignął brunatny grzbiet zwierzątka, a jego ostre zęby wbiły się w kark jadowitego płazu. Żmija zdążyła tylko smagnąć ogonem po ziemi i — znieruchomiała. Zwycięzca wlókł ją już w gąszcz traw.
— Niech żyje ichneumon![1] — wyrwał się Władkowi okrzyk zachwytu. Tyle razy słyszał opowiadania o walce małego drapieżnika — mangusty, czyli ichneumona, z wężami i żmijami, czytał nawet porywający opis takiej bitwy w powieści wielkiego pisarza angielskiego, Rudyarda Kipplinga, a teraz widział to wreszcie sam na własne oczy. Podobało mu się to śmigłe, odważne i mądre zwierzątko, chociaż
- ↑ Drapieżny ssak z rodziny mangust o charakterze, zbliżonym do naszych kun.