przystanął, przycisnął ręce do piersi i, wydawszy przeciągły jęk, runął na ziemię.
Władek z Dżairem wpadli tymczasem na placyk, gdzie ucztowali Minkopi. Zupełnie inaczej wyglądał teraz tłum tubylców. Negritosi stali w szeregu uzbrojeni w łuki. Jakiś stary wojownik biegał przed nimi i machał rękami. Miał na piersiach, ramionach i plecach wytatuowane różne rysunki: słońce, faliste linje, wyobrażające zapewne fale morskie, ryby, drzewa, strzały i kółka. Resztę ciała okrywała mu warstwa ciemno-czerwonej farby. Stary Minkopi wykrzykiwał chrapliwie:
— Kalabon![1] Kalabon!
Wydawszy ten okrzyk, zaczynał wywijać nad głową maczugą z opalonego w ogniu pnia drzewa żelaznego i powtarzał wyjącym głosem:
— Kalabon! Kalabon!
Po każdym okrzyku jego jeden z tubylców odchylał się gwałtownie wtył, naciągał cięciwę łuku i wypuszczał strzałę.
— Kalabon... — wyjąkał Dżair, a w głosie jego zabrzmiała taka trwoga, że Władek z niepokojem popatrzył na przyjaciela.
- ↑ Nazwa pewnego odłamu szczepu Minkopi z wyspy Kede.