Strona:F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu/93

Ta strona została przepisana.

Minkopi wyruszyli natychmiast na poszukiwanie zaginionego i wkrótce przynieśli go.
Zdawało się, że już nie żył. Oczy miał zamknięte, nie oddychał, a rana na ramieniu nabrzmiała mu i zsiniała. Jakaś kobieta pochyliła się nad nim i, przyłożywszy mu ucho do piersi, słuchała długo, mrucząc coś i płacząc. Wszyscy tubylcy patrzyli na nią i, w oczekiwaniu jej wyroku, również płakali. Andamańczycy płaczą przy każdem wzruszeniu i tylko wściekłość nie powoduje u nich łez. Kobieta po długiem badaniu rannego powiedziała coś sąsiadkom. Pobiegły natychmiast ku chatom, a Dżair mruknął do Władka:
— Baharana został trafiony zatrutą strzałą! Na szczęście nie był to jad „Tszinty-negu“...[1] Może jeszcze uratują go ziołami...

W pół godziny potem kobiety przykładały mu już do rany jakieś zioła i wlewały do ust gorący napój o ostrej woni. Po godzinie zabiegów Baharana odzyskał przytomność, a nawet siły, bo usiadł i mętnym wzrokiem jął się oglądać z niepokojem. Ujrzawszy Dżaira i Władka, uśmiechnął się radośnie i chciał wstać, lecz zachwiał się na nogach i ledwie nie

  1. Miejscowa nazwa żmii-okularnika.