Strona:F. A. Ossendowski - Staś emigrant.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

Staś nie rozumiał jeszcze słowa śmierć, więc rzekł:
— To ona nie mieszka w Oceanie Spokojnym...
— Kto? — spytał ojciec.
— No... ta śmierć!
Mieczysław zaśmiał się i odparł:
— Mieszka ona i tam, ale obok niej przebywa też życie, którego właśnie szukamy!
To rzekłszy, spojrzał porozumiewawczo na żonę i uśmiechnął się tajemniczo.
W jakieś dziesięć dni potem wygnańcy dojechali do brzegu morza.
Ukrywszy rodzinę w lesie, pan Basiewicz pojechał do pobliskiego miasteczka, które się nazywało Mikołajewsk na Amurze, i wstąpił do szynku, gdzie, jak sądził, gromadzili się marynarze. Nie pomylił się, bo spotkał tu szyprów, czyli dowódców małych okrętów, Rosjan, Amerykanów i Kanadyjczyków. Pijani, bezczelni i brutalni nie wzbudzali oni w Polaku zaufania, więc błąkał się po mieście, szukając kogoś.