Strona:F. A. Ossendowski - Staś emigrant.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

Chłopcy milczeli, pogrążeni we własnych myślach, gdy nagle z krzaków wyszedł Czarny Sęp i, nic nie mówiąc, usiadł przy ognisku i długiemi rękami objął zgięte kolana.
Chłopcy, wpatrując się w jego surowe, okryte farbą oblicze, nie odzywali się wcale, czekając, aż gość rozpocznie rozmowę.
Wreszcie Indjanin spojrzał na Maba i mruknął:
— Chłopcze, powiedz swemu ojcu, iż Czarny Sęp będzie go oczekiwał na przełęczy „Trzech Ptaków“...
Mab skinął głową.
Irokez westchnął ciężko i po chwili szepnął:
— Ludzie moi wymierają, bo złe duchy ścigają nas... Chcę się naradzić z Rambasem...
Staś, usłyszawszy to, spytał:
— Na co chorują wasi wojownicy?
Wódz wzruszył ramionami i odpowiedział smutnym głosem: