Spostrzegła, bowiem, brudy, panujące w chatach Irokezów i nieumyte, nieuczesane dzieciaki, zjadane przez robactwo i cierpiące na ropienie się oczu.
Upłynęło sporo czasu, zanim udało jej się objaśnić Indjanki i nauczyć je czystości i porządku w domach.
Dopiero, gdy uprzątnęły straszliwie zanieczyszczone domostwa, pani Basiewiczowa przystąpiła do leczenia chorej na oczy dziatwy.
Leczenie to było niezmiernie proste i rozumne.
Zawołała Stasia i kazała mu pokazać dzieciakom, jak się należy myć. Po kilku pokazowych lekcjach zgromadziła koło siebie kobiety i nauczyła je, jak należy przyrządzać mydło z popiołu i odpadków łoju.
— Przemywajcie starannie oczy dzieciom, a zobaczycie, że nie będą cierpiały i ślepły, jak to się teraz często, niestety, zdarza — mówiła.
Indjanki słuchały rad jej uważnie i z wdzięcznością.
Strona:F. A. Ossendowski - Staś emigrant.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.